„Recydywa neoliberalizmu znowu zaczyna brzmieć przed wyborami: że wszystkich Was krępują tylko regulacje, poradzisz sobie sam rolniku, wygrasz z Biedronką, wystarczy, że Cię przestaną ograniczać. Załóż własną firmę motoryzacyjną i wygrasz z Volkswagenem. Tego typu utopie się Polakom sprzedaje” – mówi Jan Zygmuntowski. A tymczasem wolny rynek oznacza, że najsilniejszy gracz zgarnia wszystko. „A ci mali dalej się zastanawiają, czy jak może dostaną kredyt, albo nowe 500+ im skapnie, to jakoś przetrwają” – mówi Zygmuntowski.
POSŁUCHAJ PODCASTU
Ostatnie sondaże pokazujące, że Konfederacja wyrosła na trzecią największą siłę w polskim parlamencie sprowokowały tezy, że Sławomir Mentzen wywrócił stolik. Ale czy na pewno?
Mamy w Polsce regresywny system podatkowy, tym bardziej korzystny, im ktoś bogatszy, rozkwit jednoosobowych działalności gospodarczych, które często tylko udają firmy, by płacić niższe podatki i składki, a awantura o Polski Ład ostatecznie jeszcze dorzuciła korzyści osobom należącym do grupy 10 proc. najlepiej zarabiających i to niemal wyłącznie im. Ba! To nikt inny, a polska lewica w osobie Leszka Millera lata temu wprowadziła podatek liniowy – narzędzie podatkowe najbardziej generujące nierówności. Polska to już dziś jest kraj preferujący zamożnych przedsiębiorców nad pracowników ze średnią krajową.
„Tak naprawdę dyskusja między PO-PiSem a Konfederacją polega na tym, że jedni mówią: chcemy rynku i dorzucimy wam 500 zł, żebyście sobie na rynku poradzili, a drudzy mówią: my też chcemy rynku, ale wam nie dorzucimy 500 zł – mówi w podcaście Forum IBRiS Jan Zygmuntowski, ekonomista, wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii.
„To, co jest prawdziwie antysystemowe, to powiedzieć: rynek – tak, ale uczciwy z zasadami, gdzie pracownicy i przedsiębiorcy robią coś dla dobra wspólnego. I to dopiero nas przeniesie na wyższy poziom rozwoju, bo to, co łączy Szwajcarię i Skandynawów, to nie są wcale tylko wysokie podatki” – dodaje.
Tymczasem pracownicy znów odsuwani są od owoców wzrostu. Dr Michał Możdżeń z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie wskazuje, że udział płac w PKB spadł w 2022 roku do poziomów z 2014/15 roku, niwecząc tym samym wszystkie korzyści uzyskane przez pracowników od 2016 r. Zyski z inflacji wciąż są przechwytywane przede wszystkim przez firmy. A mimo to nadal słyszymy w debacie publicznej w mainstreamie, że Polska okrada przedsiębiorców i wiąże im ręce.
Kult przedsiębiorcy
„Młodzi mężczyźni z klasy ludowej znów zagłosują przeciw własnym interesom – za „wolnorynkowizmem” i kultem zapie**olu (pszpszm), który robi z nich niewolników rodzimych Januszexów i globalnych Amazonów” – napisała na Twitterze Maria Libura w reakcji na wyniki sondażowe Konfederacji.
Dlaczego głosujemy przeciwko własnym interesom? Bo edukacja ekonomiczna w Polsce jest na bardzo niskim poziomie – odpowiada Jan Zygmuntowski.
Pokazały to również niedawne badania Jakuba Sawulskiego i Nikodema Szewczyka dotyczące Polskiego Ładu: debata medialna tak zdezorientowała obywateli, że odsetek tych, którzy wyrażali obawę, że stracą na reformie był kilkukrotnie wyższy niż wynikało to z symulacji opartych na danych podatkowych. Te obawy ostatecznie wymusiły zmiany, na których, zyskały niemal wyłącznie osoby należące do grupy 10 proc. najlepiej zarabiających – jak pokazała analiza Michała Mycka, dyrektora Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA.
Po drugie, każdy wyobraża sobie, że wkrótce stanie się milionerem, jeśli tylko będzie ciężko pracował, odkładał, i ta projekcja każe ludziom dbać o najbogatszych, choćby było to wbrew ich interesowi tu i teraz – uważa Zygmuntowski.
„Nie możemy przecież dodawać jakiś barier przedsiębiorcom, albo nie możemy mieć podatków bardziej progresywnych, bo przecież ja w przyszłości będę takie miał. To się właściwie samo się zrealizuje, jak usuniemy bariery i na wolnym rynku wszyscy sobie poradzą. Ludzie wierzą w ten mit” – mówi Jan Zygmuntowski.
„Nie zdają sobie sprawy, jak w rzeczywistości wygląda ten rynek, jak duża jest akumulacja kapitału, jaki jest poziom nierówności, jak ciężko jest wejść na różnego rodzaju rynki, nie dlatego, że są na nich regulacje, ale dlatego, że są potężne koncerny, czy to krajowe, czy zagraniczne, które mają swoją pozycję, technologię, swoje kanały sprzedaży i nie można z nimi wygrać” – dodaje.
A skoro nie zdaja sobie sprawy, możliwa jest „recydywa tego neoliberalizmu, znowu syreni śpiew, zaczyna brzmieć przed wyborami, że wszystkich Was krępują tylko regulacje, poradzisz sobie sam rolniku, wygrasz z Biedronką, wystarczy, że Cię przestaną ograniczać. Załóż własną firmę motoryzacyjną i wygrasz z Volkswagenem. Tego typu utopię się ludziom sprzedaje” – podkreśla ekonomista.
A tymczasem wolny rynek oznacza, że najsilniejszy gracz zgarnia wszystko. „A ci mali dalej się zastanawiają, czy jak może dostanę kredyt, albo nowe 500+ mi skapnie, to jakoś przetrwam” – mówi Zygmuntowski.
„Obawiam się, że przyjdzie znowu taki młody Leszek Balcerowicz”
Jan Zygmuntowski kilka miesięcy temu podjął się zadania przygotowania programu gospodarczego dla Agrounii, który rzeczywiście mógłby wywrócić stolik. Dlaczego?
„Jeżeli my tego nie zrobimy – młodzi eksperci, młodzi profesjonaliści, przedsiębiorcy społeczni – to obawiam się, że przyjdzie znowu taki młody Leszek Balcerowicz” – mówi Zygmuntowski.
„Dzisiaj Balcerowicz oficjalnie chwali Sławka Mentzena, taka to jest antysystemowość. A ludzie, którzy pamiętają traumę transformacji, dobrze wiedzą, ile to kosztowało. Są nowe badania, pokazujące, że w Europie Środkowo-Wschodniej ponad siedem milionów ludzi zmarło przedwcześnie z powodu zbyt drastycznego tempa deindustrializacji. Dlaczego? Tracili miejsca pracy, tracili możliwości utrzymania rodziny, alkoholizm, depresja, samobójstwa. W większości to młodzi mężczyźni, ci sami, którzy dzisiaj wierzą, że to jest dobry kierunek. Siedem milionów ludzi to jest skala, przy której normalnie byśmy mówili o ludobójstwie. Ponieważ się to dzieje w rozproszony sposób rynkowy, wszyscy mogą umyć ręce i powiedzieć: to nie my” – mówi Zygmuntowski.