Najlepszy scenariusz dla Donalda Tuska to 38 proc. poparcia i zero sojuszników w Sejmie. I to jest katastrofa, bo wtedy PiS z Konfederacją mają większość konstytucyjną. A jednak, Donald Tusk gra tylko na swoje, marsz 4 czerwca to było upokorzenie potencjalnych koalicjantów, w efekcie cała opozycja straciła 28 mandatów – mówi red. Jacek Żakowski w podcaście Forum IBRiS. Tusk ciągle liczy jednak na ponad 40 proc. i się nie cofnie. A co, jak już odsunie PiS od władzy? Intelektualiści już dziś piszą obywatelskie programy dla Polski, bo zarówno PiS jak i PO są partiami „z dość silne aintelektualnymi syndromami” i obie nie raz zalewały nas głupotami.
POSŁUCHAJ PODCASTU
„Żeby Koalicja Obywatelska mogła uzyskać samodzielną większość w Sejmie, potrzebuje przeszło 40 proc. głosów. I moim zdaniem taki jest jej zamysł” – mówi Jacek Żakowski, publicysta tygodnika „Polityka” w podcaście Forum IBRiS. Szaleństwo? Na pewno nieodpowiedzialność. „Trzeba mieć bardzo dużą skłonność do ryzyka, żeby grać o taką stawkę, ale wygląda na to, że Donald Tusk ją ma” – uważa publicysta.
Tusk szykuje Polsce katastrofę
Ten plan ma swoje dobre i złe strony, ale ma przede wszystkim jedno duże ograniczenie – niski poziom zaufania do samego Donalda Tuska w społeczeństwie.
„Z tego powodu przekroczenie 40 proc. wydaje mi się niemożliwe, nawet gdyby nagle pojawiło się piętnaście świetnych pomysłów na kampanię. Zakładam, że jak Platformie dobrze pójdzie, to zdobędzie 38 proc. głosów i nie będzie miała sojuszników w Sejmie. I to jest katastrofa, bo wtedy PiS z Konfederacją mają większość konstytucyjną. Ja widzę tę konstytucję, którą oni napiszą” – mówi red. Żakowski.
Wygląda jednak na to, że Donald Tusk wcale nie zamierza się wycofać z walki z potencjalnymi sojusznikami, czyli Trzecią Drogą i Lewicą.
„Sam marsz 4 czerwca był aktem agresji. Nie zapraszamy polityków innych partii. To jest nasz marsz, a jak chcecie to przyjdźcie – mówiła KO. Jakie to było aroganckie?! Jakie to było wrogie?! I skutkiem tego, jest to, co obserwujemy w sondażach – społeczeństwo widząc upokorzenie tych małych partii, traci do nich zaufanie. One tracą prestiż, ich wyborcy wycofują się do grupy niezdecydowanych. I dziś sytuację mamy taką, że cała strona demokratyczna w drugim sondażu obywatelskim traci dwadzieścia osiem mandatów w stosunku pierwszego sondażu obywatelskiego” – mówi Jacek Żakowski.
„Gdyby ten zjazd małych partii był kontynuowany, to jest gwarancja rządów Prawa i Sprawiedliwości. A mimo to Donald Tusk gra tylko na swoje” – dodaje.
Opozycja nie będzie wiedziała, co zrobić z Polską?
Tymczasem eksperci i intelektualiści od miesięcy przygotowują obywatelskie propozycje programowe dla opozycji, wystarczy wspomnieć raporty Instytutu Spraw Publicznych czy Fundacji Batorego. Dlaczego intelektualiści piszą program dla Polski? Boją się, że opozycja przejmie władzę i nie będzie wiedziała, co właściwie zrobić z Polską?
„Albo, że zrobi głupio” – odpowiada red. Żakowski „Bo przecież nie raz już mieliśmy takie sytuacje, Donald Tusk na przykład mówił kiedyś: „nie płaćcie abonamentu!” I spowodował tym gigantyczne szkody, ponieważ, jak przypuszczam, nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak działają demokracje, które trwają, a nie upadają szybko. A ich podstawą, obok wolnych mediów i wolnych sądów, są media publiczne. Chcesz być Europejczykiem, mieć zachodnie standardy, zachodni styl życia, zachodnie dochody, zachodnie wolności, musisz mieć media publiczne” – mówi publicysta.
I przywołuje kolejne niemądre pomysły: „Od afery Rywina mamy populizowane centrum polityczne. To wtedy powstały dwie wielkie populistyczne partie PiS i Platforma Obywatelska, obie z dość silnymi aintelektualnymi syndromami, co wyrażało się na wiele sposobów. Wymyślali sobie na przykład, że droga do szczęścia Polski prowadzi przez jednomandatowe okręgi wyborcze, albo przez zniesienie immunitetów poselskich. Teraz pomyślcie sobie, jakie to było mądre. A to były programy obu tych partii i Platformy i PiS-u. Albo, że referenda są odpowiedzią. Albo likwidacja Senatu, bo po co Senat w ogóle? Taki zalew głupot wtedy nastąpił” – mówi Żakowski.
„Potem Platforma, będąc u władzy, zaczęła się konfrontować trochę z rzeczywistością, zeszła na ziemię, zmodernizowała się i w moim odczuciu stała się mniej populistyczna. To już nie jest tak populistyczna partia jak ta, która w 2007 r. wygrała wybory. Ale w dalszym ciągu ten syndrom populistyczny jest”. – dodaje.
I zwraca jednocześnie uwagę, że wówczas PO tworzyła rząd z pogardą dla kompetencji, przeciwko kompetentnym grupą obywateli. „Dziś Platforma jest inna, ale w dalszym ciągu jest obok świata kompetencji” – komentuje dziennikarz.
„Dramat polega na tym, że między tymi wszystkowiedzącymi we własnej opinii politykami, których wybieramy, a światem kompetencji intelektualnych, społecznych, kulturowych jest przepaść. Kogo oni gromadzą wokół siebie? Kolegów, polityków. A jak się popatrzy na amerykański rząd, to są wszystko słynni profesorowie wybitnych uczelni” – wskazuje Żakowski.
Szczucie się nie skończy
A jednak, ostatnie konwencje partyjne mogą sugerować, że politycy nagle przestali licytować się na rozdawnictwo, populizm jakby słabnie.
„Bo są badania pokazujące, że ludzie nie wierzą już w obietnice. Jeszcze bardziej nie wierzą Tuskowi niż Kaczyńskiemu. A jeżeli zaufanie do obietnic jest na poziomie 20-30 proc., to one generują dużo więcej złości niż przychylności. I to jest racjonalną decyzją polityków, żeby wobec tego obietnice ograniczać. Ale to nie oznacza ograniczania populizmu, bo podstawą cechą populizmu jest szczucie na elity” – podkreśla Jacek Żakowski.