W Polsce dokonała się głęboka społeczna przemiana. Zdecydowana większość (ponad 72 procent!) Polaków identyfikuje się obecnie – niezależnie od swej realnej kondycji majątkowej – z klasą średnią. Zmienia to ich postawy polityczne, hierarchie wartości i mechanizmy aspiracyjne, którym podlegają. Najbliższym punktem społecznego odniesienia staje się zaś dla Polski… Irlandia. Marcin Duma, szef IBRiS w rozmowie z Agatą Kołodziej przedstawia wyniki niemal dwuletnich pogłębionych badań na ten temat. Raport z nich zatytułowany „Jak wygrać w Polsce Wybory. Gra w klasy” został zaprezentowany po raz pierwszy na Forum Ekonomicznym w Karpaczu. A teraz Duma tłumaczy, jak głęboko opisana w nim społeczna przemiana reorganizuje realia gry politycznej w Polsce.

POSŁUCHAJ PODCASTU:

Zacznijmy od tego, jak w Polsce powstała „klasa pasożytów”? A właściwie nie jak, tylko raczej gdzie – bo w głowach klasy średniej, która przestraszyła się, że nie może dłużej czuć się lepsza od klasy niższej. Dlaczego? Bo klasy niższej… już nie ma.

A przynajmniej niewielu jest Polaków, którzy obecnie czują się klasą niższą. Według badań IBRiS już ponad 72 proc. z nas uważa się za klasę średnią. Trzeba było sobie wobec tego stworzyć jakiś „czarny lud”, patologię, „klasę pasożytów”, by móc się wobec niej pozycjonować. I choć przyjęło się powtarzać, że to 500+ pozwoliło ludziom w końcu żyć godnie, to tylko stempel, który PiS postawił na zmianach gospodarczych, spadku bezrobocia i wzroście wynagrodzeń. To tak naprawdę one poprawiały nasz dobrobyt już wcześniej. Jakie będą skutki tych zmian społecznych?

Na fali dyskusji o „zarzynaniu” klasy średniej po zaprezentowaniu Polskiego Ładu, dyskusji dość patologicznej zresztą, bo pełnej krzyków, stereotypów i manipulacji, nagle zorientowaliśmy się w Polsce, że nie mamy pojęcia, czym jest klasa średnia. A czym ona jest?

Czy klasa średnia jest średnia?

W 2019 r. Polski Instytut Ekonomiczny zaprezentował raport, z którego wynikało, że jeśli uwzględnimy kryterium dochodowe, w gronie osób w wieku 24-64 lata, do klasy średniej będzie przynależeć 54 proc. Polaków. Dla porównania 30 proc. obywateli należy do klasy niższej, a 16 proc. do klasy wyższej. To daje 11-12 milionów osób, co w relacji do ogólnej liczby obywateli stawiałoby nasz kraj w europejskiej czołówce. Wyprzedzamy pod tym względem takie państwa jak Rosja, Litwa, Węgry, a także Portugalia i Hiszpania. Kraje, w których klasa średnia obejmuje największą część społeczeństwa to Wielka Brytania, Holandia oraz Norwegia.

Ale wróćmy do zarobków. Według metodologii PIE do klasy średniej zaliczałyby się gospodarstwa domowe z dochodem do dyspozycji (netto) między 1500 a 4500 tys. zł na głowę. Natychmiast pojawiły głosy oburzenia, że to chyba żart. Opinia publiczna gremialnie uznała, że z pewnością klasa średnia nie jest aż tak liczna i nie zaczyna się przy tak niskich zarobkach. Swego czasu nastroje jeszcze bardziej podgrzał wiceminister finansów, mówiąc na antenie radia Wnet:

„Klasa średnia, patrząc na dominantę średnich zarobków, zaczyna się powyżej 4 tys. zł brutto. Już od tego poziomu sama osoba ma odczucie, że należy do klasy średniej.”

4 tys. brutto to ok. 2 908 zł netto. To ponownie wywołało gorące emocje. Ale wiceminister finansów poruszył ważny wątek – to, jak duża jest klasa średnia w Polsce nie na podstawie twardych danych ekonomicznych, ale na podstawie odczuć samych Polaków. A według badania IBRiS ponad 72 proc. Polaków czuje, że należy do klasy średniej.

To dzięki 500+? Niekoniecznie

„Ostatnie pięć lat to moment, w którym Polacy mają wrażenie, że zaczęli się bogacić. Tak naprawdę zaczęli się bogacić trochę wcześniej, bo ten proces związany jest przede wszystkim ze spadkiem bezrobocia i wzrostem wynagrodzeń, ale to 500+ jest symboliczne, bo przyjęło się uważać, że ten nasz dobrobyt związany jest właśnie z tym świadczeniem” – mówi Marcin Duma, szef IBRiS.

 

„Owszem, 500+ stanowiło istotny przypływ gotówki dla części gospodarstw domowych, ale kluczowe jest to, że ono w warstwie politycznej czy ideologicznej było swoistym stemplem, który PiS symbolicznie przystawił na poprawie materialnej życia Polaków, oznakował ją, wypalił na niej swoje logo” – uważa Duma.

 

I dodaje:

„PiS zrobił to zresztą przy wielkiej pomocy innych sił politycznych, które tę narrację podbijały”.

 

Dlaczego? Według Dumy wystarczy sięgnąć choćby do słów prof. Jadwigi Staniszkis, która kilka lat temu w wywiadzie dla „Kultury Liberalnej” mówiła o tym, jak to przez 500+ PiS „ośmielił lumpiarstwo, ludzi, którzy na co dzień wystają na placach małych miasteczek bez żadnych perspektyw”.

Ta negatywna narracja z jednej strony, a z drugiej hasła obozu rządzącego, który powtarza, że „przywrócił ludziom godność”, zbudowały pewien mit wokół 500+. A mit ten jest tym, co zepsuło tzw. „starej” klasie średniej ustalone poczucie porządku społecznego. Bo już nie ma niemal klasy niższej, prawie wszyscy czujemy się klasą średnią.

A skoro tak się czujemy, to chcemy żyć jak klasa średnia. Chcemy pracować, żeby żyć – zamiast żyć, żeby pracować. Chcemy marzyć.

„Tylko że z marzeniami jest ten problem, że generują nowe potrzeby, pojawia się poczucie nowych braków, które trzeba jakoś zaspokajać”

– zauważa Duma.

Dodatkowo poczucie przynależności do klasy średniej wyraża się także w poglądach. Skoro jestem klasą średnią, powinienem myśleć, jak klasa średnia – zdają się myśleć wyborcy.

„To jeszcze nie znaczy, że wyborca PiS stanie się nagle wyborcą PO, to też nie znaczy, że nagle założy koszulkę w kolorach tęczy, ale już jego stosunek do aborcji jest zgoła odmienny od oferty, jaką przedstawia mu PiS. Ujawnia się tu przy okazji, również w środowiskach konserwatywnych, kryzys kościoła instytucjonalnego, co z kolei pokazuje, że dziś już sojusz ołtarza i tronu albo nie jest potrzebny, albo nie jest opłacalny”

– tłumaczy Duma.

Co więcej, ta zmiana społeczna, jaka się wydarzyła w klasie niższej lub niższej średniej, nie jest bez znaczenia dla klasy średniej wyższej, która czuje, że sama awansować wyżej nie może. Drzwi do klasy wyższej są coraz szczelniej zamknięte, a klasa wyższa coraz bardziej się za nimi oddala.

A to oznacza, że klasa średnia wyższa z jednej strony musiała pogodzić się z tym, że jakiś wielki awans już jej nie czeka, a przy tym jest świadoma, że dogania ją klasa średnia niższa. I tu pojawia się lęk przed stopieniem się z klasą niższą. To jest bardzo stresujący czynnik, w wyniku którego trzeba było sobie stworzyć wyimaginowaną grupę, która jest niżej od tego środka, w którym „my” jesteśmy.

Czarny lud

Tak właśnie powstała mityczna „klasa pasożytów”, patologia, rzekoma ogromna rzesza ludzi, która nie pracuje, żyje z socjalu i kiedy tylko zbliża się moment wypłaty 500+, od razu biegnie do monopolowego. Badania tego oczywiście nie potwierdzają, ale lęki klasy średniej stworzyły w jej głowach taki właśnie czarny lud, w stosunku do którego „my-klasa średnia” możemy się pozycjonować.

Na to nałożyła się pandemia, która z kolei u szeroko rozumianych wyborców opozycji wygenerowała potrzebę poszukiwania u polityków oferty bardziej bezpiecznej niż dotąd i chęć sięgnięcia po „500+ dla przedsiębiorczych”. To zaś zmienia paradygmaty ich myślenia o gospodarce i państwie.

„Dziś ludzie, choć może nawet nie zdają sobie z tego sprawy, czują zapewne rodzaj niepokoju, kiedy widzą prof. Balcerowicza i być może chętniej spoglądaliby w stronę prof. Kołodki – choć może nie do końca wiedzą o jego istnieniu”

– mówi Marcin Duma.