Dzięki „wspaniałomyślnej otwartości władz włoskich” papieżowi Franciszkowi udało się sprowadzić do Rzymu grupę migrantów i o to samo zaapelował on do innych krajów europejskich. „Apel ten, by rządy pozwoliły lokalnym instytucjom kościelnym zaopiekować się migrantami, w Polsce nie mógłby zostać wypowiedziany. W Polsce na tę otwartość – powiem oględnie – ciągle czekamy” – mówi Agacie Kołodziej w najnowszym odcinku podcastu Forum IBRiS ks. Grzegorz Michalczyk, Krajowy Duszpasterz Środowisk Twórczych. I dodaje: „nie da się zrobić partyzantki, czekamy na przestrzeń do dialogu z rządzącymi, na jakieś otwarcie, bo oficjalne stanowisko Episkopatu jest takie: jesteśmy gotowi pomagać”. Ksiądz Michalczyk oparł na sondażu IBRiS dotyczącym migrantów i Wigilii Bożego Narodzenia fragment swojej homilii wygłoszonej podczas Pasterki. 

POSŁUCHAJ PODCASTU:


Czy Polacy w minione Boże Narodzenie byli gotowi przy wigilijnym stole znaleźć miejsce dla uchodźcy/migranta ze strefy przygranicznej? Badania IBRiS pokazały, że 56 proc., było na to gotowych, zaś 35 proc. nie.

Ciekawe jednak, kto był najmniej chętny do do przyjęcia „obcego” do stołu – to katolicy wierzący i praktykujący regularnie. Grupą zaś najbardziej otwartą na przyjęcie migranta są niewierzący i niepraktykujący.

W grupie badanych określających się jako wierzący i praktykujący regularnie niechętnych do przyjęcia migranta z granicy polsko-białoruskiej na świąteczną kolację było więcej – 45 proc. niż tych, którzy zadeklarowali, że wpuściliby do domu takiego gościa. – 48 proc.

Proporcje odwracają się już w kolejnej badanej grupie – osób wierzących i praktykujących nieregularnie. 22 proc. na pytanie „czy przy Pani/Pana wigilijnym stole znalazłoby się miejsce dla uchodźcy/migranta ze strefy przygranicznej” odpowiada „zdecydowanie tak”, do tego 30 proc. „raczej tak” – to razem 52 proc., „na nie” zaś łącznie jest  31 proc.

Jeszcze bardziej otwarci na migrantów są wierzący i niepraktykujący. W tej grupie 32 proc. respondentów odpowiedziało „zdecydowanie tak”, a kolejne 28 proc. „raczej tak” – to w sumie 60 proc. Z kolei przeciw łącznie było 35 proc. badanych.

Grupą najbardziej otwartą na przyjęcie migranta do wigilijnego stołu są niewierzący i niepraktykujący – łącznie 70 proc. jest na to gotowa (36 – zdecydowanie, 34 – raczej), a 28 proc. – nie (17 raczej, 11 proc. – zdecydowanie).

Wniosek? Gdybyśmy chcieli, by ludzie żyli w sposób ewangeliczny, to paradoksalnie lepiej, żeby byli niewierzący, albo przynajmniej niepraktykujący. Może więc dobrze dla Kościoła katolickiego, że jest z kryzysie i ubywa mu wiernych?

Gdyby bycie chrześcijaninem wiązało się z realnym zagrożeniem…

Z danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego wynika bowiem, że w 2019 r. wskaźnik dominicantes, a więc odsetek wiernych uczęszczających na mszę z ogółu do tego zobowiązanych wynosił 36,9 proc., natomiast wskaźnik communicantes – 16,7 proc. Dla porównania w latach 1992-2006 odsetek dominicantes plasował się średnio na poziomie 46 proc.

Nie jest znana natomiast dokładna liczba apostazji, ponieważ ISKK od 2010 r. nie prowadzi takich statystyk, jednak po dostępnych informacjach z archidiecezji krakowskiej widać, że o ile do 2019 r. co roku ok. 50-60 osób dokonywało apostazji, o tyle w 2019 r. było ich już 123, a w 2020 445.

„W najbliższych latach będzie przybywać osób, które dystansują się od Kościoła, może nie od razu deklarując się jako osoby zupełnie niewierzące, ale z całą pewnością będzie przybywać osób niepraktykujących. Ale ta wyrazistość poglądów, która wiąże się z wiernością wobec tradycji religijnej, w przypadku katolików wobec Ewangelii, wyostrza się, kiedy jest się grupą mniejszą, walczącą o wyrazistość. Gdyby w Polsce chrześcijaństwo miało wiele kosztować, gdyby dzisiaj bycie chrześcijaninem wiązało się z realnym zagrożeniem dla życia czy majątku, prawdopodobnie Kościół przeżyłby ogromy kryzys liczebny, ale ci, którzy by zostali, byliby bardziej wyraziści ewangelicznie niż obecnie – mówi Ks. Grzegorz Michalczyk.

„Dzisiaj bycie katolikiem w Polsce to jest pewnie standard w tym sensie, że jest to grupa większościową. Ale to nie znaczy, że jest to grupa wyrazista, jeśli chodzi o swoją wiarę. To jest raczej kwestia przynależności ze względu na tradycję, zwyczaje, wiele osób być może w ogóle nie zadaje sobie pytania, o co tak naprawdę w chrześcijaństwie chodzi” – dodaje ks. Michalczyk.

Księża też karmią się politycznymi obsesjami 

„Kiedy cytowałem ten sondaż IBRiS podczas homilii na pasterce przyszła mi do głowy myśl, że jesteśmy ludźmi, którzy ulegają sugestiom, nie zawsze stać nas na stawianie krytycznych pytań. Człowiek nasiąka tym, co słyszy, każda propaganda zmierza do tego, żeby człowieka uformować według pewnej koncepcji. I nie jest bez znaczenia dla postaw, które widać wobec migrantów, czego człowiek słucha w Kościele, co pada z ambony jako wyjaśnienie Słowa Bożego. Czy rzeczywiście jest to wyjaśnienie Ewangelii czy też słyszymy różne teorie, czasem quasi polityczne, ukazujące przekonanie kaznodziei, ale niekoniecznie ukazujące nauczanie Kościoła, a tym bardziej prawdy zawarte w Ewangelii. I to tu mamy problem, wszyscy – my księża – mamy problem z tym, że za mało zwracamy uwagę, by to, co głosimy, było rzeczywiście ewangeliczne, a nie było projekcją naszych sympatii czy antypatii politycznych czy czasem nawet obsesji, którymi ludzie się karmią i je głoszą – podkreśla duszpasterz środowisk twórczych.

Zobacz homilię księdza Michalczyka:

Ks. Michalczyk zaznacza jednocześnie, że patrząc na historię, związek Kościoła z państwem, mimo, że czasem może się wydawać korzystny, bo mogą się z tym wiązać jakieś synekury, ostatecznie zawsze kończy się klęską Kościoła.

„Kościół był najsilniejszy w czasach umiarkowanych prześladowań – jak powiedział ktoś kiedyś z nutą ironii. Nie chodzi o to, by trup ścielił się gęsto z tego powodu, że ludzie wierzą w Chrystusa, ale żeby była świadomość, że chrześcijaństwo powinno być w pewnym sensie w kontrze do świata, również do tego świata, który będzie się przymilał do Kościoła – myślę o którejkolwiek stronie sporu politycznego” – mówi ks. Grzegorz Michalczyk. „Ale przymilał nie dlatego, że jest tak ewangelicznie na wskroś opanowany pragnieniem życia zgodnego z chrześcijańską moralnością, ale dlatego, że jest to akurat politycznie wygodne. Prędzej czy później postrzeganie Kościoła jako zjednoczonego z jakąś frakcją polityczną ostatecznie jest fatalne w skutkach” – mówi ks. Michalczyk.