Świat żegna 265. papieża, pierwszego od 598 lat, który odważył się abdykować, ot tak po prostu przejść na emeryturę, choć przecież „z krzyża się nie schodzi”. Kim właściwie był Benedykt XVI? Kim był Joseph Ratzinger? Pancernym kardynałem? Strażnikiem ortodoksji? Człowiekiem, który za swoich monachijskich czasów przymykał oko na pedofilię w Kościele? A może właśnie pierwszym odważnym, który powiedział „dość” przenoszeniu księży-pedofilów z parafii do parafii rozpoczynając prawdziwą rewolucję? Agata Kołodziej rozmawia z prof. Arkadiuszem Stempinem, historykiem, politologiem i watykanistą z Wyższej Szkoły Europejskiej im. Ks. Józefa Tischnera w Krakowie i Uniwersytetu we Freiburgu.
POSŁUCHAJ PODCASTU
Kościół katolicki wraz ze śmiercią Benedykta XVI stracił latarnię morską konserwatyzmu katolickiego – mówi prof. Arkadiusz Stempin.
„Benedykt XVI, podobnie zresztą jak Jan Paweł II, bał się konfrontacji ze współczesnym światem. Był ucieleśnieniem lęku przed cywilizacją śmierci, cywilizacją metafizycznych wygnańców, którzy niedzielę traktują jak dzień do wyspania się. W tym sensie odejście Benedykta XVI jest też odejściem pontyfikatu Jana Pawła II, bo Benedykt był mniej udaną wariacją pontyfikatu Jana Pawła II” – mówi prof. Stempin.
To Benedykt dokonał prawdziwej rewolucji w Kościele
Ale jednocześnie trzeba mu oddać, że dokonał w Kościele prawdziwej rewolucji, jeszcze większej niż historyczna abdykacja – podkreśla prof. Stempin. To on jako pierwszy w Watykanie sprzeciwił się praktyce krycia w diecezjach przez biskupów podwładnych księży i zakonników dopuszczających się molestowania seksualnego nieletnich. To on już w 1998 r. jako jedyny opowiedział się za usuwaniem księży-pedofilów z szeregów duchownych i zakończeniem praktyki przerzucania sprawców z parafii do parafii. I to nie ze względu na wizerunek Kościoła, ale ze względu na troskę o ofiary.
„To również Ratzinger zdekonspirował psychopatycznego Maciela Degolado, ulubieńca Jana Pawła II, który gwarantował polskiemu papieżowi w Ameryce Łacińskiej produkcję konserwatywnych duchownych. To Ratzinger zdekonspirował go jako notorycznego maniaka seksualnego, przestępcę, który budował sobie bazylikę w Rzymie, bo spekulował, że po śmierci JP II go beatyfikuje” – podkreśla prof. Stempin.
„To on uruchomił ten hamulec w sprawie pedofilii w Kościele, choć do dziś jest on implementowany z wielką trudnością, bo i Franciszek w sprawie pedofilii gryzie ścianę” – dodaje.
Benedykt był bez szans, JP II też. Prezerwatywy w Rzymie mówią wszystko
Czy zatem przy odrobinie większej charyzmie i politycznych oraz managerskich umiejętnościach nie miałby szansy ochronić Kościoła przed gigantycznym kryzysem, największym od reformacji? Jak bowiem wynika z badań IBRiS tylko 35 proc. badanych uważa, że Kościół spełnia jakąkolwiek pozytywna rolę w Polsce. Ale jednocześnie aż dla prawie 59 proc. Jan Paweł II jest autorytetem.
Nie. Wierni bowiem nie oczekują już od głowy Kościoła nauki, przewodzenia. Oczekują gwiazdy pop. Kiedy w 2006 r., tuż przed pierwsza pielgrzymką Benedykta XVI do Polski „Gazeta Wyborcza zapytała Polaków, czego oczekują od Benedykta podczas tej wizyty, na liście oczekiwań najwyżej były dwa: by Benedykt XVI „mówił dużo po polsku” (85 proc.) i „często odnosił się do JP II” (83 proc.).
„Kryzys Kościoła polega na tym, że współczesne społeczeństwa rozwijają się zbyt szybko w stosunku do nauki Kościoła. Kiedy w 2000 r. z okazji roku jubileuszowego JP II zaprosił młodych ludzi, żeby przyjechali do Rzymu, do tej gwiazdy medialnej, dziś powiedzielibyśmy „influencera”, rzeczywiście przyjechały setki tysięcy ludzi. I zostawili po sobie miasto tonące w zużytych prezerwatywach. A przecież prezerwatywa to taki papierek lakmusowy, wobec którego każdemu teologowi otwiera się nóż w kieszeni, bo nauka Kościoła nie dopuszcza antykoncepcji. A więc te tysiące przyjechały do papieża bynajmniej nie z respektu do jego nauki” – mówi prof. Stempin.
Historyk podkreśla, że już Paweł VI nie miał szans ze zbyt szybkim postępem, świat zaczął mu odjeżdżać, kolejni konserwatyści jak Jan Paweł II i Benedykt XVI, przez swój konserwatyzm też szansy na zatrzymanie kryzysu w Kościele właściwie już nie mieli.
A Franciszek? „Franciszek ma przynajmniej wolę, ochotę i determinację, by przekształcić ten Kościół straszący i karzący w Kościół miłości. Ale ludzie dziś już gdzie indziej poszukują sensu życia i aksjologii” – podkreśla prof. Stempin.