„W Polsce nadal popularne jest myślenie, że jak ktoś jest ubogi, najprawdopodobniej sam sobie na to zasłużył, bo był leniwy albo podejmował złe decyzje życiowe” – mówi dr Tomasz Markiewka – filozof, publicysta i tłumacz. Ale to się zaraz zmieni, kiedy – jak w USA – nasze pensje przestaną rosnąć może i na wiele lat, a ludzie dostrzegą, że sama ciężka praca już nie wystarczy, żeby poprawić swoją sytuacje finansową. Do tego inflacyjne ubożenie społeczeństw już teraz powoduje, że otwiera się furtka i do buntu i większych zmian w działaniu naszych społeczeństw. Ale po drugiej stronie są miliarderzy z Doliny Krzemowej, którzy chcą te zmiany społeczno-gospodarcze powstrzymać i samemu zostać władcami absolutnymi poza prawem. Na ile mogą to zrobić, właśnie testuje Elon Musk.

POSŁUCHAJ PODCASTU

Badania OECD pokazują, że prawie 25 proc. Polaków jest zdania, że przyczyną ubóstwa jest lenistwo. Nawet w USA to znacznie mniejszy odsetek, zaledwie 18 proc., a w Niemczech nawet mniej niż 5 proc.

„W USA ten odsetek rzeczywiście powinien być jednym z najwyższych, bo przecież to stamtąd pochodzi mit self-made-mana, ale ostatnie kilkanaście, kilkadziesiąt lat sprawiło, że ludzie przestają wierzyć w ten sukces, bo mamy już całe pokolenia osób, które pracują ciężko, a ich pensje stoją w miejscu po uwzględnieniu inflacji, a tak właśnie jest od 30-40 lat w USA” – mówi dr Tomasz Markiewka.

„Polska z kolei jest krajem, który w ciągu ostatnich 30 lat zaliczył bardzo duży wzrost gospodarczy, goniliśmy Zachód i stosunkowo łatwo, choćby na tle Stanów Zjednoczonych, było nam awansować społecznie” – dodaje dr Markiewka. Ale jego zdaniem to się właśnie kończy. Stajemy się rozwiniętym krajem kapitalistycznym, bogatym, a w takich krajach realne zarobki w pewnym momencie zaczynają stawać w miejscu i ludzie dostrzegają, że sama ciężka praca już nie wystarczy, żeby poprawić swoją sytuacje finansową.

Nie ma powrotu do niskich wydatków socjalnych

Winna jest temu również inflacja, która straszy nie tylko Polaków, ale całą Europę. Według Euroskopii – projektu realizowanego przez IBRiS w ramach europejskiego zrzeszenia niezależnych instytutów badawczych, który zbadał postawy społeczeństw w krajach, które łącznie obejmują 75 proc. populacji Unii Europejskiej, to inflacja jest najważniejszym problemem, przed którymi stoją obecnie kraje Europejskie – wskazał tak co czwarty badany Europejczyk.

Polska wysuwa się tu na czoło, bowiem na inflację jako ten absolutnie najważniejszy problem wskazało 41,3 proc. badanych, tymczasem w Hiszpanii 33,3 proc., w Portugalii 28 proc., we Francji 27,5 proc., a nawet w Grecji 27 proc.

Ta inflacja pobudziła w nas myślenie, że to 500+ jest winne wzrostowi cen, który powoduje, że realnie biedniejemy. „Choć dane tego nie potwierdzają, to jest kontrakcja na politykę socjalną PiS w debacie publicznej i można mieć wrażenie, że mamy do czynienia z jakimś zwrotem w stronę neoliberalną” – mówi dr Markiewka.

„Ale jednocześnie Donald Tusk jako główny polityk opozycji jasno deklaruje, że jeśli dojdzie do władzy, żadnego cięcia socjalu nie będzie. Na poziomie słów widzimy dużo emocji antysocjalnych, ale na poziomie realnej polityki, moim zdaniem, nie będzie żadnej gwałtownej zmiany, bo politycy rozumieją, że nie da się wrócić do niskich wydatków socjalnych” – twierdzi dr Markiewka.

„To wynika z naturalnego rozwoju kraju, a jesteśmy już jednym z 30-40 najbogatszych krajów świata. Wydatki socjalne muszą być u nas duże, bo tak właśnie robią bogate kraje. Tylko chyba nie jesteśmy się w stanie jeszcze przyzwyczaić do tego, że jesteśmy zamożnym krajem” – dodaje.

Elon Musk sprawdza, czy społeczeństwo pozwoli mu być autorytarnym władcą poza prawem

Chwilowo jednak większość społeczeństw biednieje, a realny spadek płac może być większym zagrożeniem, niż nam się dziś wydaje. Czy powszechne doświadczenie ubożenia doprowadzi do jakiejś poważnej zmiany na świecie? Do buntu biedniejących społeczeństw przeciwko miliarderom, którzy próbują ciągle walczyć o utrzymanie wpływów?

„Na pewno otwiera się furtka i potencjał do buntu i większych zmian w działaniu naszych społeczeństw. Ale kto to wykorzysta – czy miliarderzy z Doliny Krzemowej czy ich przeciwnicy, to sprawa niemożliwa do przewidzenia. Dobrze to widać na przykładzie kryzysu z 2008 r., kiedy pierwszy społeczny bunt przeciwko bogaczom z Wall Street ostatecznie uniósł do władzy Donalda Trumpa, który tych bogatych reprezentował, choć opowiadał, że jest po stronie ludu – wskazuje dr Markiewka. 

Teraz siłę najbogatszych w świecie sprawdza Elon Musk jako zwiadowca bogaczy z Doliny Krzemowej – na ile miliarderzy mogą sobie pozwolić, by stać się rodzajem autorytarnych władców, którzy nie muszą się liczyć ani z żadnymi społecznymi normalni, ani regulacjami, a jak nie chcą płacić podatków, to nie będą płacić podatków? 

„Żeby móc stać się takimi władcami absolutnymi budują wokół siebie kult innowatorów, wizjonerów, bo muszą jakoś przekonać społeczeństwo, by pozwoliło im działać poza regułami” – wskazuje dr Markiewka. Ale w gruncie rzeczy ci innowatorzy przez lata wcale nie doprowadzili do realnej zmiany, tworzą co najwyżej zabawki i społeczeństwo może to w końcu dostrzec.