Czyha na nas zabójczy mechanizm – spirala napędzająca inflację. Na razie związki zawodowe milczą, ale kiedy po korektach Polskiego Ładu zorientują się, że luksusowe samochody nadal doskonale się sprzedają, a nierówności dochodowe rosną, mogą wybuchnąć. Tymczasem PiS kunktatorsko obniża podatki, jeszcze ten mechanizm podsycając. „Teraz potrzeba nam pieniędzy, trzeba szukać oszczędności, wrócić choćby do uwzględniania dochodu przy wypłacie 500+, bo wypłacanie tego świadczenia najbogatszym to niesprawiedliwość – mówi w najnowszym odcinku naszego podcastu w rozmowie z Agatą Kołodziej prof. Ryszard Bugaj, polityk i ekonomista, profesor nadzwyczajny w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN.

POSŁUCHAJ PODCASTU:


„PiS brnie w chaos, nie ma żadnej długookresowej strategii i myśli tylko o wyborach” – mówi Bugaj. Opozycja też zresztą jej nie ma. PO jako najbardziej liberalna partia w Polsce powinna zrewidować swój paradygmat myślenia o gospodarce, bo już lata temu nastąpił odwrót od neoliberalizmu. Ale PO nie może tego zrobić, utknęła więc w klinczu.

„Obniżka PIT i wycofanie się z części Polskiego Ładu to kunktatorstwo”

– mówi prof. Ryszard Bugaj.

Podkreśla jednocześnie, że powiedzenie, że ludzie tracą na podniesieniu podatków jest nieścisłe, bo coś tracą, a coś zyskują. „Ale cała ta reforma została zapoczątkowana z motywacji politycznej przed zbliżającymi się powoli wyborami. To był dopiero nieśmiały krok w stronę podatków progresywnych, które są przecież normą w Europie Zachodniej, a w Polsce one nie funkcjonowały” – zauważa prof. Bugaj.

Ten krok jednak wywołał społeczną burzę. Badanie IBRiS dla 300Gospodarka.pl przeprowadzone pod koniec lutego pokazało, że 81 proc. Polaków deklaruje, że na Polskim Ładzie zyskało albo choć nie straciło. Tak miało być. Debatę publiczną zdominowała jednak mniejszościowa grupa.

„Rząd ugiął się pod krytyką tych, którzy mówili: podatnicy wiele tracą. A tracili głównie ci, którzy mieli wysokie dochody” – przyznaje prof. Bugaj. Krok w kierunku podatków progresywnych się jednak nie udał, bo rząd właśnie ogłosił kolejną korektę i obniżkę stawki PiT z 17 do 12 proc. w miejsce ulgi dla klasy średniej.

W kontekście wojny w Ukrainie pozostaje pytanie, czy to jest czas na obniżki podatków?

„Obawiam się, że nie. Generujemy teraz gigantyczne wydatki związane z uchodźcami czy na obronę narodową. Trudno jest też uciec od postulatów zwiększenia wydatków na ochronę zdrowia. Czy można coś gdzieś zaoszczędzić? Moim zdaniem tak, choć niezbyt dużo. Uważam, że są powody, by powrócić do pierwotnej wersji programu 500+, który uwzględniał dochód w przypadku wypłaty świadczenia na drugie dziecko. Dziś nawet zamożny obywatel otrzymuje te 500 zł, co dla niego nie ma znaczenia, a jest to manifestacją niesprawiedliwości – mówi prof. Bugaj.

I dodaje:

„Brniemy w chaos. Ten chaos spotyka się z trudnymi decyzjami dotyczącymi tego, co dzieje się w Ukrainie. Nie mam optymistycznej diagnozy.”

Potrzeba więcej stawek podatkowych

Co więc należałoby zrobić z systemem podatkowym w obecnej sytuacji?

„Pierwsza stawka podatku dochodowego jest w Polsce relatywnie wysoka” – podkreśla prof. Bugaj. I sugeruje, by wprowadzić po prostu więcej stawek podatkowych.

„W Polsce mamy dwie stawki podatku dochodowego, co na tle innych krajów europejskich jest dziwne, bo zwykle jest ich 4-5, a są wyjątki, że nawet kilkanaście. Nie jest prawdą, że duża ilość stawek podatkowych jakoś istotnie komplikuje system podatkowy” – zauważa Profesor.

Po drugie, władza popełnia błąd, bo prowadzi niespójną politykę, decydując się na obniżkę podatków w czasie, kiedy grozi nam wysoka inflacja.

„Rozumiem ochronę najniższych dochodów, nawet, kiedy mamy zagrożenie inflacyjne, ale to jest czas na krok w stronę podatków progresywnych, a nie wycofywania się z tej koncepcji i obniżanie podatków wszystkim. Jeśli ten program zostanie zrealizowany, to przypuszczalnie przychody z podatku dochodowego w stosunku PKB istotnie się obniżą. A na to się nakłada postulat zwalczania inflacji. Czyli z jednej strony zwiększamy podaż pieniądza na rynek, z drugiej hamujemy te podaż ponoszeniem stóp procentowych. To nie jest spójne.” – podkreśla prof. Bugaj.

Niczego dobrego nie możemy się spodziewać

„Wszystkie zmiany gospodarcze, które nas czekają w konsekwencji wojny w Ukrainie trzeba postrzegać jako szoki makroekonomiczne. A takie szoki na ogół prowadzą do tego, że mamy jakieś zaburzenia dotyczące stopy wzrostu, bezrobocia, ekspansji kosztów. Niczego dobrego nie możemy się spodziewać” – przewiduje prof. Bugaj.

Do Polski napłynęło już grubo ponad 2 mln uchodźców, a jego zdaniem 1,5 mln pewnie zostanie na stałe – konsekwencje tego dla wydatków na służbę zdrowia, dla wydatków socjalnych, dla edukacji, muszą być duże – uważa Profesor.

I Polacy już to rozumieją. Według marcowych badań CBOS odsetek Polaków obawiających się pogorszenia warunków bytowych jest najwyższy od blisko 20 lat. 31 proc. badanych przewiduje, że za rok im i ich rodzinom będzie żyło się gorzej (to wzrost o 7 pkt proc. wobec lutego). 51 proc. badanych obawia się pogorszenia sytuacji gospodarczej w ciągu najbliższego roku (to wzrost o 10 pkt. proc.).

„Wyniki tych badań są optymistyczne w tym sensie, że ludzie uzmysławiają sobie zagrożenia. Jeśli uznają, że one są obiektywne, są skutkiem zdarzeń zewnętrznym, a nie wewnętrznych błędów rządzących, to będą bardziej otwarci na kroki, które będą dla nich niekomfortowe”

– komentuje ekonomista.

Związki zawodowe milczą, ale po korekcie PŁ mogą wybuchnąć

Jednym z tych zagrożeń jest spirala cenowo-płacowa.

„To zabójczy mechanizm. Nie bardzo rozumiem, dlaczego rząd nie szuka jakiejś formuły porozumienia społecznego z udziałem związków zawodowych, pracodawców czy z przedstawicielami różnych grup społecznych, żebyśmy się mogli porozumieć, jak jest sprawiedliwe i jak jest słusznie. Choć nie wyobrażam sobie porozumienia z każdym, np. z panem Kołodziejczakiem, który zawsze będzie uważał, ze rolnicy są pognębieni. Rolnicy rzeczywiście mają swoje problemy, ale trzeba jednak przyznać, że zaangażowanie środków publicznych, zarówno krajowych jak i unijnych jest bardzo wysokie.” – mówi prof. Bugaj.

„Zwróćmy uwagę, jak bardzo powściągliwe są dziś związki zawodowe, nie słychać dziś głosu ani z Solidarności ani z OPZZ, że zostali czymś tam pokrzywdzeni. Ale w którymś momencie mogą to zacząć podnosić, szczególnie jeśli te ostatnie korekty Polskiego Ładu będą oznaczać wzrost nierówności dochodowych. A przecież zwróćmy uwagę, że produktem, który dziś nadal dobrze się sprzedaje są luksusowe samochody” – dodaje.

Czy to nas prowadzi do wybuchów niezadowolenia społecznego i zaostrzenia wojny posoko-polskiej? „To zagrożenie istnieje. Ja się trochę boję, że w którymś momencie przyjdzie zniecierpliwienie z powodu zwiększonych wydatków na rzecz uchodźców, ich pozycja może być w którym momencie odczytywana jako uprzywilejowana” – uważa ekonomista.

PiS nie ma żadnej długookresowej strategii, PO w klinczu

Jednym z poważnych problemów może stać się sytuacja w systemie ochrony zdrowia. „PiS w 2015 r. dochodząc do władzy, zapowiadało reformę ochrony zdrowia, a takiej reformy nie ma, zapycha się tylko dziury. Komunizm by nie upadł, gdyby na takim system można było się oprzeć. Na szczęście upadł, ale należy z tego wyciągnąć wnioski” – podkreśla prof. Bugaj.

Jednak w Polsce również opozycja nie podejmuje tego wyzwania, by zaoferować jakąś wizję Polski i wizję reformy usług publicznych. Dlaczego? Według prof. Bugaja, po 2008 r. nastąpiło wśród ekonomistów pewne przesunięcie od kanonów neoliberalizmu. Tylko opozycja nie może pójść tą samą drogą.

„Opozycja jest przede wszystkim liberalna, PO to najbardziej liberalna partia w Polsce i jej paradygmat, przez który patrzyła na gospodarkę i problemy społeczne w związku z kryzysem najpierw 2008 r., potem z pandemią, a teraz z wojną, upada. Ten paradygmat trzeba by zrewidować, ale odejście od niego prowadzi do tego, że PO stałoby się niewiarygodne”

– mówi prof. Bugaj.

Dodaje, że owszem, w Polsce są ciągle grupy ludzi, którzy chcieliby, aby taka tożsamość partii liberalnej zostałą utrzymana. Ale jego zdaniem są to małe grupy. „Przecież po wszystkich wyczynach PiS-u, które powinny doprowadzić do tego, że zacznie tonąć, nie tonie. A opozycja? Zyskała trochę po powrocie Donalda Tuska, ale dalej nie idzie” – mówi prof. Bugaj.

A więc PO jest w klinczu – jej światopogląd się zestarzał, ale nie może go zmienić. Czy to znaczy, że PiS wygra kolejne wybory? „Nie wiem. Ale już sam fakt, że jest to prawdopodobne po tylu różnych wpadkach w polityce wewnętrznej, zagranicznej, z mediami, fakt, że mogą nie przegrać, jest bardzo znamienny” – mówi prof. Bugaj.

A jeśli PiS wygra? Czy korektą Polskiego Ładu nie wpycha się sam na minę? A może ma już plan na inną reformę systemu podatkowo-składkowego, ale od innej strony?

„Wydaje mi się, że PiS nie ma żadnej długookresowej strategii. Pamiętajmy, że przed wyborami w 2015 PiS zapowiedział, że zrobi jakiś wyraźny krok w kierunku sprawiedliwych obciążeń podatkowych. To był zwrot, bo pamiętajmy, że w 2006 r. PiS obniżył pierwszą stawkę podatku dochodowego o 1 pkt proc., ale górną o 8 pkt proc. Najzamożniejsi powinni uznać PiS za swojego rzecznika. Nie bardzo chcieli, moim zdaniem z powodów kulturowych, z powodu przaśnego wizerunku PiS” – mówi prof. Bugaj.

I dodaje:

„Teraz PiS myśli o najbliższych wyborach, a potem jakoś to będzie. Czy jakoś będzie? niekoniecznie.”