Rosja wygląda na sparaliżowaną, ale do jej gospodarczego odcięcia jeszcze długa droga. Europejscy politycy ciągle bowiem utrzymują Putina na kroplówce z ropy i gazu, podrzucając Rosji ok. 20 mld dol. miesięcznie. A tymczasem Zachód i tak sam zaraz odczuje skutki wojny w Ukrainie. W Polsce czeka nas dwucyfrowa inflacja, NBP stanie przed koszmarnym dylematem, czy bronić nas przed drożyzną czy przed kryzysem, a w dodatku rząd w amoku może zabrać pieniądze obiecane na NFZ, żeby za nie wzmacniać polską armię zamiast służbę zdrowia. Lepiej byłoby jednak zmodyfikować 500 Plus na pierwsze dziecko, bo trafia głównie do najbogatszych albo zabrać 13. i 14. emerytury – wskazuje w najnowszym odcinku naszego podcastu w rozmowie z Agatą Kołodziej Mateusz Urban z Oxford Economics we Frankfurcie.
POSŁUCHAJ PODCASTU
W dniu ataku na Ukrainę popyt na gotówkę w Rosji wzrósł 58-krotnie. W ciągu pierwszych czterech dni wojny Rosjanie wypłacili z bankomatów około 1,8 bln rubli, czyli 18-19 mld dol. Rosyjski bank centralny Rosji przyznał, że sektor bankowy utracił płynność i skokowo podniósł stopy procentowe z 9,5 do 20,0 proc. – dość panicznie. Rząd nakazał prywatnym firmom sprzedaż waluty do banku Rosji, a rubel i tak tonie. W obawie przed paniczną wyprzedażą akcji Rosja nie otworzyła w poniedziałek giełdy, we wtorek też nie i nie wiadomo, co dalej. Za to na londyńskiej giełdzie rosyjskie spółki straciły tylko pierwszego dnia po weekendzie połowę wartości. I nawet rosyjska poczta stała się niewydolna po tym, jak obsługę klientów w Rosji zawiesiły zachodnie firmy kurierskie.
Europa ciągle utrzymuje Putina na kroplówce, pozwalając Rosji żyć
Czy Rosja może w takich warunkach działać jako państwo? Ile w tych urywkach rzeczywistości gospodarczej widać faktycznego uderzenia, realnej siły gospodarczej nałożonych na Rosję sankcji, a ile paniki rynków?
– „To jednocześnie i realne uderzenie, i panika”
– uważa Mateusz Urban, makroekonomista z firmy badawczej Oxford Economics we Frankfurcie. Ale podkreśla, że do odcięcia gospodarczego Rosji jeszcze długa droga.
„Zmiana o 180 stopni polityki europejskiej, zwłaszcza niemieckiej, motywowana polityką amerykańską, potęgują obraz paraliżu rosyjskiej gospodarki w wymiarze międzynarodowym. Ale on nie jest jeszcze zupełny. Bo przecież wciąż handluje się surowcami bez których Europie bardzo ciężko byłoby sobie poradzić bez narażania Europejczyków na blackouty czy brak możliwości ogrzewania domów” – mówi Mateusz Urban.
A dolary i euro, które wciąż płyną do Rosji w zamian za surowce to kroplówka, na której Rosja może przetrwać jeszcze długo. To ok. 20 mld dol miesięcznie. Dla porównania, budowa Nord Stream 2, która trwała ponad sześć lat, kosztowała 11 mld dol.
Cios w Zachód. Niemcy zagrożone recesją
Na próbie powstrzymania agresji Rosji Zachód też gospodarczo traci, choć w tej chwili trudno snuć precyzyjne scenariusze, jak bardzo, bo kolejne sankcje na Rosję nakładane są każdego dnia, niemal z godziny na godzinę zmienia się rzeczywistość gospodarcza.
„W tym roku wzrost gospodarczy w Europie może być z powodu sankcji niższy o 1 pkt. proc. A biorąc pod uwagę, że wychodzimy jeszcze z pandemii i niektóre kraje europejskie jeszcze nie odbudowały gospodarki do poziomu z 2019 r., to jest znaczny cios” – mów Urban.
Ten cios może być znaczny szczególnie dla Niemiec, które z powodu wojny w Ukrainie w najgorszym scenariuszu mogą być nawet zagrożone recesją albo stagflacją.
„Ale to, co jeszcze bardziej pesymistyczne, to fakt, że wyższe ceny surowców jeszcze bardziej podbiją inflację, która i tak jest na czołówkach gazet od wielu miesięcy. Ekonomiści dotąd uważali, że w 2022 r. inflacja będzie powoli, ale jednak spadać”
– przypomina Urban.
Polacy też już zdążyli w to uwierzyć. W lutym, jeszcze przed wybuchem wojny oczekiwania inflacyjne znalazły się najniżej od września 2021 r., i to mimo, że właśnie w lutym poznaliśmy dane o styczniowej inflacji, która sięgnęła 9,2 proc., ustanawiając tym samym rekord tego stulecia. Widać uwierzyliśmy, że tarcza inflacyjna nas uratuje.
Nic z tego, wszelkie dotychczasowe prognozy gospodarcze można dziś wyrzucić do kosza.
Nadchodzi dwucyfrowa inflacja. Banki centralne będą przeklinane
Teraz realizuje się zupełnie nowy scenariusz, podwójnie negatywny: inflacja będzie jeszcze mocniej rosła, a w tym samym czasie wzrost gospodarczy będzie zagrożony. I Polacy już to czują.
Sondaż IBRiS przeprowadzony już po wybuchu wojny w Ukrainie pokazał, że to, czego Polacy obawiają się w związku z wojną to właśnie załamanie gospodarcze – odpowiedziało tak prawie 60 proc. badanych.
Jednocześnie 45 proc. obawia się, że może zabraknąć gotówki w bankomatach, 36 proc. że może zabraknąć benzyny na stacjach benzynowych w Polsce, a 34 proc. że może zabraknąć podstawowych produktów żywnościowych w sklepach. To zwiększa presję na zakupy już dziś, na zapas i powoduje, że presja inflacyjna znów będzie duża.
To będzie koszmar dla banków centralnych, które cokolwiek zrobią – będą podnosić lub przeciwnie, obniżać stopy procentowe – będą za to przeklinane, jak wskazywał niedawno Prof. Nouriel Roubini zwany Doktorem Zagładą.
„Moim zdaniem inflacja w Polsce w 2022 r. skoczy do poziomu 9 proc. średniorocznie zamiast 7,7 jak dotychczas prognozowaliśmy. Przy czym przez co najmniej kilka miesięcy inflacja przekroczy 10 proc.”
– prognozuje Urban.
Co zrobi z tym Rada Polityki Pieniężnej i NBP?
„Według mnie NBP będzie jednak kontynuował cykl podwyżek stóp, bo do tej pory nie był zbyt agresywny, ale będzie to robić ostrożniej, np. nie po 50 pkt. bazowych, ale po 25 pkt.”
– uważa ekonomista.
Zdaniem Urbana stopy w Polsce wzrosną do 4 proc., może 4,5 proc., ale za to zostaną wysokie na dłużej. A przy tym rząd może wprowadzić kolejne programy fiskalne, by odciążyć najsłabsze gospodarstwa domowe.
W amoku wydamy wszystko na armię zamiast na NFZ?
Ale z perspektywy finansów czeka nas jeszcze jedno wyzwanie: zwiększone wydatki na zbrojenia, które teraz ruszą w Europie. Pytanie, skąd wziąć na to pieniądze? Podnieść podatki? Ciąć wydatki na politykę społeczną? Wycofać tarcze antyinflacyjne i obniżkę VAT?
„Nie należy zafiksowywać się na liczbach, czy wydawać 3, 4 czy 5 proc. PKB na zbrojenia, ale na tym, by wydawać te pieniądze efektywnie, bo takie wydatki zbrojeniowe w ostatnich latach często efektywne nie były, a w dodatku są korupcjogenne” – wskazuje Urban.
Pozostaje jeszcze pytanie, z czego rezygnujemy?
„Nie można ciąć ostro programów społecznych jak 500+, ale można go zmodyfikować, bo większość korzyści z rozszerzenia programu na 500+ trafiła głównie do 10 proc. najbogatszych Polaków i tu można szukać racjonalizacji wydatków. Można jej też szukać w system emerytalnym, bo pieniądze z 13. i 14. emerytury można wydać znacznie efektywniej” – wskazuje ekonomista.
Ale jednocześnie obawia się, że polski rząd zacznie myśleć tunelowo i będzie ciąć tam, gdzie nie trzeba, byleby znaleźć pieniądze na dofinansowanie wojska.
„Jak tylko słyszę o podniesieniu wydatków na zbrojenia to jestem prawie przekonany, że stanie się to kosztem planowanego wzrostu wydatków na zdrowie z 5 na 7 proc. PKB. Stracić kosztem zbrojeń może też edukacja i transformacja energetyczna”
– wskazuje ekonomista.