Czy klasa średnia w Polsce jest w kryzysie? Nawet więcej! Ona jest zohydzana – uważa prof. Zbigniew Mikołejko, filozof, socjolog i historyk religii. A przez kogo klasa średnia miałaby być zohydzana? Przez dominujące klasy niższą i drobnomieszczańską, które nie mają w sobie talentów, umiejętności ani chęci i cieszą się z tego, że ktoś dokłada tym, którzy mają wyższy status intelektualny czy związany z profesją. To – mówi Mikołejko – zawistny egalitaryzm i agresywny żal. Zdaniem profesora Mikołejki, Leszek Balcerowicz zdecydowanie nie jest tu bez winy. Co zatem robić, by klasie średniej przywrócić blask? Zamknąć połowę uniwersytetów w Polsce i jednocześnie podnieść poziom edukacji – mówi Mikołejko w rozmowie z Agatą Kołodziej w najnowszym odcinku podcastu Forum IBRiS. To kolejny głos w dyskusji o wnioskach z raportu badawczego „Gra w klasy” zaprezentowanego przez IBRiS.
POSŁUCHAJ PODCASTU:
To, że według badania IBRiS 72 proc. Polaków czuje się klasą średnią to tylko deklaracja, która jest fałszywką. Z socjologicznego punktu widzenia to nie ma żadnego znaczenia – uważa prof. Zbigniew Mikołejko, filozof, socjolog, historyk religii, eseista, kierownik Zakładu Badań nad Religią w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN.
„Dla wielu ludzi to jest dowartościowanie siebie, ale zarazem w ten sposób próbują oni pokazać, że nie mają wobec siebie samych żadnych szczególnych roszczeń.”
– wyjaśnia profesor Mikołejko.
Jak duża zatem realnie jest klasa średnia w Polsce? Według profesora, należy tu użyć metafory klepsydry, bo klasa średnia doświadcza czegoś w rodzaju zwężenia.
„Jest przede wszystkim klasa niższa, którą niektórzy lewicowi lub aspirujący do lewicowych intelektualiści w Polsce lubią nazywać ludową. Powiem brutalnie: nie ma w Polsce żadnej klasy ludowej. Dawno już nie ma żadnego ludu”
– uważa Mikołejko.
Balcerowicz nie ma w sobie wrażliwości. I to był błąd
Według Mikołejki ta dominująca klasa niższa ma mentalność drobnomieszczańską. To chłopi, mieszkańcy miast, którzy jakoś materialnie trochę awansowali, mają trwałe oparcie i pewną estetykę. A status tych, którzy mogliby być w Polsce klasą średnią, czyli inteligencji, specjalistów jest cały czas na rozmaite sposoby kwestionowany.
„Najbardziej drastycznym wyrazem tego kwestionowania statusu klasy średniej są rządy „dobrej zmiany”, w trakcie których bez przerwy atakowani są eksperci, autorytety, środowiska ludzi coś umiejących, lekarzy, nauczycieli. A jeszcze fatalny błąd na samym początku naszej transformacji popełnił Balcerowicz, który nie ma w sobie wrażliwości społecznej i pewnych rzeczy nie rozumie. Ja go bardzo szanuję, ale on myśli tylko w kategoriach ekonomicznych, a to znacznie za mało. To nie jest ten rodzaj ekonomizmu, który mi odpowiada”
– mówi profesor.
Zdaniem Mikołejki około roku 1989 i 1990 r. nie zostało dokonane uwłaszczenie specjalistów, inteligencji. Nastąpiło albo uwłaszczenie elit komunistycznych albo dzika prywatyzacja i grabież różnych dóbr, bo jakoś musiała się dokonać pierwotna akumulacja kapitału. W efekcie, obecna klasa średnia jest dość wątła w sensie materialnym, cały czas narażona na rozmaitą represyjność i nieustannie natrafia na granice dalszego swojego materialnego awansu. A do zohydzania klasy średniej wykorzystuje się – zdaniem Mikołejki – mechanizm zawistnego egalitaryzmu i wszelkiego rodzaju resentymenty.
„Klasa niższa żywi w sobie zawistny egalitaryzm, nie ma w sobie pewnych talentów, umiejętności ani chęci i cieszy się z tego, że ktoś dokłada tym, którzy mają wyższy status intelektualny czy związany z profesją. Ja może malutki tam na dole nie skorzystam na tym, ale niech oni zobaczą. I tu odzywa się paskudny resentyment i agresywny żal. I na tym mechanizmie niemiłościwie panująca nam władza pasożytuje i idzie ku swojej mocy” – uważa filozof.
Komunizm stworzył klasę średnią, bo zainwestował przeciwko sobie?
Według niego, wielkim problemem jest stan polskiej edukacji. „Ok. 30 proc. ludzi nie chce nic, chce tylko papier. To jest cała chmara takich, którzy nie chcą chcieć. I nie ma tu żadnej zależności od statusu materialnego rodziców. Tzw. tradycyjne rodziny inteligenckie z wielkich miast dają pewną kulturę i ogładę, ale też często jest to pozorne.
Warto przy okazji zwrócić uwagę na nieistniejącą już w zasadzie klasę robotniczą, która – przynajmniej w części – charakteryzowała się regularnym uczestnictwem w kulturze. Prof. Mikołejko przytacza badania z lat 60. i 70., które pokazywały, że w komunizmie 40 proc. robotników czytało inteligencki przecież „Przekrój”.
„Mało tego, różne rzeczy można mówić o komunizmie, ale pewne rzeczy były wtedy jednak ważne, m.in. ukształtowanie takiej świadomości, że awansu społecznego dostępuje się przez wykształcenie. Przywiązywano wówczas wagę do paidei, co rządy po 1989 roku całkowicie zaniedbały. Paradoksalnie komunizm przywiązywał wagę do edukacji kulturowej, rozwoju teatru, sztuki abstrakcyjnej i wszelkich form eksperymentu artystycznego”
– podkreśla prof. Mikołejko.
A wszystko dlatego, że wyszliśmy z wojny z potwornie wyrżniętą, wymordowaną inteligencją. Zostało nam 20 mln Polaków i tylko 20 tys. ludzi z wyższym wykształceniem, a przed wojną mieliśmy ich 200-300 tys.
„I wtedy komunizm zainwestował przeciwko sobie. To było hodowanie z synów chłopów, robotników, drobnych mieszczan nowej klasy, czy warstwy inteligenckiej. Ona była czasem wyszydzana, ale generalnie jakoś w nią inwestowano. I ona się najmocniej przeciwko komunizmowi obróciła, razem z elitami robotniczymi z dużych zakładów. To jednak byli specjaliści z poważnym wykształceniem technicznym, którzy czytali gazety i dyskutowali o polityce i byli świadomi świata” – mówi profesor.
„Nie wszyscy oczywiście, nie idealizujmy, ale jednak ten bunt solidarnościowy był ukoronowaniem właśnie tego typu świadomości. A to wszystko zdechło. Liberalizm to zaniedbał. Mówi się w sposób wyolbrzymiony i zaniechaniu losów pracowników PGR-ów. Ale przede wszystkim zaniechano we współczesnej Polsce edukacji. Szkoła zaczęła być coraz gorsza. Jeszcze w końcu lat 90. można było mówić o jako takim chowaniu umysłowym i moralnym młodzieży. Potem dostawało się te 30-40 proc. jegomościów, którzy nie przeczytawszy nawet ściągawki przychodzą na egzamin z żądaniem pozytywnej oceny” – dodaje Mikołejko.
Zamknijmy w Polsce połowę uniwersytetów?
Klasa średnia jest warunkiem awansu całych społeczeństw z racji kompetencji, dynamizmu i racjonalizmu, dlatego należy zbudować ją większą i silniejszą. Problem jest taki, że hodowana jest w Polsce wiedza lokalna, tutejszość, która zakłada, że prawdziwe jest to, co jest prawdą naszego życia, ta prawda odsłania się naturalnie i bezkrytycznie. Ogromna część ludzi nie uczestniczy w kulturze i życiu społecznym nawet na tak podstawowym poziomie jak oglądanie telewizji. Ci ludzie żyją życiem biologicznym niemalże. Według prof. Mikołejki 40-60 proc. ludzi w Polsce nie bierze udziału w… niczym.
„A państwo odpowiada tu za system edukacji, bo gwałtownie zafundowało nam kilkukrotnie więcej uczelni niż mają Stanu Zjednoczone. A umówmy się, to nie są Oxfordy. Zatem dużo, a źle. To nie działa! Dziś powinniśmy pozamykać połowę uniwersytetów”
– postuluje filozof.
„Trzeba nam trochę więcej krwi, potu i łez, bo inaczej zmarnujemy to, co już udało nam się uzyskać. A w tej chwili to wszystko jest trwonione przez Lud Boży ożywiony resentymentem. Owszem, on nie dostaje dużych apanaży, bo cóż to jest to 500 zł wyjmowane zresztą z kieszeni tegoż Ludu Bożego.” – dodaje Mikołejko. I stwierdza, że część lewicy również ponosi odpowiedzialność za promocję nowego populizmu i „dorwanie się go do naszych gardeł i naszych kieszeni i naszego ducha”.