Katolicy są niewzruszeni wobec dramatu migrantów na granicy bardziej niż ludzie niewierzący – wynika z nowego badania IBRiS. Gdzie jest więc Kościół, który przecież uczy miłosierdzia? Wcale nie uczy – przekonuje w kolejnym odcinku podcastu Forum IBRiS w rozmowie z Agatą Kołodziej prof. Tadeusz Bartoś. Chrześcijaństwo tylko udaje religię miłości, miłosierdzia i przebaczenia, ale zawsze było religią ekspansywną i dominującą – dodaje. A w dodatku – według Bartosia polski Kościół dziś szuka dna. Co mogłoby go uratować? Głęboka reforma organizacyjno-strukturalna na wzór niemiecki, reforma finansów. A na zszargany wizerunek mogłoby pomóc zaangażowanie się w rozwiązywanie problemu asymilacji imigrantów, przecież parafii jest więcej niż placówek Poczty Polskiej. Tylko nie ma kadr. „Społecznie zaangażowani klerycy to margines widziani przez hierarchów jako naiwni gamonie, których lubi jedynie prasa liberalna” – podkreśla Bartoś.
POSŁUCHAJ PODCASTU:
46,5 proc. badanych przez IBRiS Polaków uważa, że polska Straż Graniczna na naszej wschodniej granicy powinna zawracać migrantów z powrotem na stronę białoruską, a więc stosować tzw. pushback. Ciekawsze jednak, że w grupie, która określa się jako wierzący i praktykujący regularnie już 58 proc. odpowiadało, że straż graniczna powinna odsyłać migrantów na Białoruś, natomiast w grupie niewierzących i niepraktykujących tylko 26 proc.
Aberracja? Teoretycznie katolicy powinni wykazać więcej zrozumienia dla ludzi w potrzebie, bo tego uczy ich Kościół. Prof. Tadeusz Bartoś, filozof i teolog, publicysta, były dominikanin, profesor nadzwyczajny Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku wcale nie jest zaskoczony takimi wynikami badań dotyczących postawy katolików wobec migrantów.
„Przyglądamy się chrześcijaństwu jako pewnej formacji cywilizacyjnej od dwóch tysięcy lat i ona się przedstawia jako religia miłości, miłosierdzia i przebaczenia, ale zawsze było religią ekspansywną, niszczącą wszystkich inaczej myślących, eksterminującą i dominującą. Krótko mówiąc, przedstawiamy się jako nośnicy samego dobra, piękna i prawdy, żeby ukryć to, czym jesteśmy. A korzysta na tym klub biskupów, elita, która dba o swoje interesy” – komentuje prof. Tadeusz Bartoś.
W efekcie Kościół dziś w ogóle nie przekazuje wiernym jakichkolwiek idei.
„Biskupi już w ogóle nie funkcjonują jako autorytet społeczny, więc są teraz raczej w defensywie”
– uważa teolog. I dodaje, że poza wszystkim istnieje duże prawdopodobieństwo, że Episkopat Polski jest głęboko podzielony, ale podziały ukrywa.
Najbogatsi przeżyją, reszta ulegnie zagładzie i żadne miłosierdzie nie pomoże
Tymczasem ludzie myślą to, co usłyszą, co podadzą im media, w tym systemowo zorganizowana propaganda w telewizji publicznej i będą powtarzać to, co im w telewizji powie Jarosław Kaczyński, a on mówił przecież o tym, że migranci przenoszą zarazki, odczłowieczając w ten sposób migrantów.
A problem jest tym większy, że przecież jesteśmy dopiero na początku wielkich migracji. Z tegorocznego raportu Banku Światowego wynika, że do 2050 r. około 216 mln osób może opuścić miejsce swojego zamieszkania z powodu nasilających się zmian klimatycznych. I jednym z miejsc na świecie, które najbardziej to odczują będzie Europa Wschodnia.
Jak poradzimy sobie z tą falą migracji, która dopiero wzbierze?
– Te zmiany nastąpią skokowo – uważa prof. Bartoś – i zaznacza, że czarne scenariusze mogą być jeszcze straszniejsze.
„Człowiek nie jest dobrym zwierzęciem, kiedy jest w stanie zagrożenia. Wtedy szaleje, rzuca się i może zrobić wszystko. I prawdopodobnie najbogatsi przeżyją, a reszta ulegnie jakiejś formie zagłady. I tu żadne miłosierdzie nie pomoże – mówi prof. Bartoś.
Klerycy są w seminarium demoralizowani, a „dobrzy” księża właśnie wymierają
Ale na razie jesteśmy przynajmniej kilka kroków przed takim scenariuszem. Niemniej stoimy już przed pytaniem, jak postępować z ludźmi, którzy szukają bezpieczniejszego miejsca do życia na świecie. Czy Kościół katolicki mógłby odegrać jakąś istotną rolę w asymilacji imigrantów, których będzie coraz więcej? To byłby też doskonały ruch marketingowy dla skompromitowanego Kościoła, jakiegoś rodzaju odrodzenie i powrót do niesienia pomocy i krzewienia wartości, pokazując swoje dobre oblicze.
„Kościół dzisiaj szuka dna, od którego mógłby się odbić i tego dna jeszcze nie widać – mówi prof. Bartoś. I jego zdaniem taka nowa rola Kościoła mogłaby być rzeczywiście dobrym pomysłem, szczególnie, że Kościół ma „sieć placówek”, a więc strukturę instytucjonalną prawdopodobnie większą niż Poczta Polska. Ale problemem jest to, kto w tym Kościele miałby to robić, bo Kościół przeżywa poważny kryzys kadr.
„Wokół parafii zawsze znajda się ludzie gotowi pomóc. Tylko nie ma tych ludzi po stronie kleru. Bo biskup nic nie rozkaże, on może pobierać podatki, ale będzie się śmiał tych nielicznych idealistycznych księży. A ci, nawet, jeśli przychodzą do seminarium z ideałami, przez sześć lat są demoralizowani” – mówi prof. Bartoś.
„Poziom intelektualny, edukacyjny, socjalizacyjny polskiego kleru jest dziś bardzo niski”
– uważa filozof.
I dodaje:
„Społecznie zaangażowani klerycy to jest margines, oni widziani są przez hierarchów jako naiwni gamonie, których lubi prasa liberalna. Był taki „gamoń”, ksiądz Kaczkowski. To są zresztą ostatnie kotwice, których trzymają się ci, którzy próbują udowadniać, że Kościół katolicki jeszcze coś znaczy. Taką kotwicą był też ksiądz Tischner czy arcybiskup Życiński. Ale przecież oni wszyscy już nie żyją. Powoli odchodzi pokolenie tych, którzy mieli dobry wizerunek, a zostają już tylko cinkciarze”.
Światełko w tunelu
A na to nakłada się system finansowy Kościoła katolickiego w Polsce.
„To jest system z kieszeni do kieszeni, z ręki do ręki. To tworzy mafię, oligarchię finansową. I to przepisy państwowe, które uchwalono w latach 90. powodują, że w Kościele nie ma jakiejś przejrzystej księgowości. A tak przecież nie musiałoby być, bo już nawet we Włoszech czy w Niemczech Kościół jest instytucją zbiurokratyzowaną, a proboszcza ogranicza i kontroluje rada parafialna”
– mówi teolog.
Taka reforma organizacjo-strukturalna Kościoła na wzór niemiecki, zmiana systemu finansowania i wprowadzenie przejrzystej księgowości mogłoby być jakimś światełkiem w tunelu dla Kościoła w Polsce. I przywróceniem mu roli nośnika wartości uniwersalnych – dowodzi Bartoś.